- Amber to jest właśnie mój przyjaciel Charlie, Charles to Amber dopiero się tu przeprowadziła.
Podałam blondynowi rękę. Po zapoznaniu gadaliśmy chwile, gdy usłyszałam ,że woła mnie brat. Pożegnałam się z chłopcami i pobiegłam do auta James'a.
- I jak pierwszy dzień? Masz już jakiś znajomych?
- Tak. Nawet zdążyłam się zaprzyjaźnić. - uśmiechnęłam się zapinając pasy.
- Super- burknął odpalając wóz.
-Hej! Jesteś zazdrosny? Czy jak?
- Nie po prostu nie wpakuj się w kłopoty OK. I pamiętaj jak ci się ktoś stawia, to wiesz. Jesteś moją siostrą.
- Tak, tak
Traktuje mnie jak małe dziecko. Znowu. Weszliśmy do domu. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam tatę. O tej porze powinien być w pracy. Siedział i tępym wzrokiem patrzył w przestrzeń.
- Coś się stało, tato?- spytałam siadają obok niego.
Spojrzał na mnie potem na Jamesa.
- Ciocia Ann i wujek Sam... oni- podciągnął nosem, chyba wcześniej płakał- zginęli w wypadku samochodowym dwa dni temu.
Miałam tysiąc myśli w głowie. Złych myśli ale jedna nie dawała mi spokoju.
- Co z Maggie? - powiedziałam przez łzy.
James nie wytrzymał. Wyszedł z domu. Tata go nie zatrzymywał.
- Prawdopodobnie zamieszka z nami. Boże przecież byli tacy młodzi ,a Maggie. Ona ma dopiero 6 lat.-schował twarz w dłonie.
Pocieszałam go ale w głębi serca czułam ból. Miałam bardzo silną więź z wujostwem, szczególnie z ciocią Ann, a teraz nie żyją. Najgorsze jest to ,że mała ma mukowiscydozę.
Wstałam z kanapy. Teraz smutek zamienił się we wściekłość. Powiedziałam tacie, że wychodzę ,wzięłam deskę i pojechałam do skateparku.
Między czasie zadzwoniłam do Vi ale nie odbierała. Dotarłam na miejsce. Jeździłam na deskę ok. godzinę. Wychodziłam właśnie z basenu z piankami kiedy zobaczyłam Leo i Charlie' ego. Nie miałam ochoty na rozmowę. Starałam się nie zwracać uwagi na siebie, ale nie udało się. Leo mnie zawołał.
- Hej - zaczęłam bez życia
- Coś się stało? - spytał blondyn
- Nie. Znaczy... nie ważne. Muszę iść. Pa - można uznać, że uciekłam z ramp. Był wieczór. Wróciłam do domu. Tata zasnął na kanapie, a James jeszcze nie wrócił. Wzięłam prysznic i poszłam spać.
Nazajutrz.
Wstałam baardzo leniwie. Nie chętnie spojrzałam na telefon. 7.28!! Zaspałam! Szybciutko się ubrałam i zeszłam na dół. W drzwiach stał mój brat.
-Czemu mnie nie obudziłeś!
- Tak słodko spałaś- zaśmiał się
Po drodze do szkoły spojrzałam jeszcze raz na telefon. Miałam 6 nie odebranych SMS' ów. Cztery od Leo dwa od Vivienne. Nie odebranych połączeń też było trochę. Staliśmy właśnie na czerwonym. Spóźniliśmy się. Weszłam do klasy piętnaście minut po dzwonku.
- Panno Whilsh! Na moją lekcje się nie spóźnia. Zostaniesz po lekcjach. Siadaj.
Tej nauczycielki nie znałam. Wiedziałam tylko, że uczy historii i WDŻ i nazywa się Olga Granhmag. Niemka. Wredny babsztyl. Usiadłam w pustej ławce. Vivi nie było w szkole. Lekcja dłużyła się. W końcu doczekałam się dzwonka. Chciałam wstać ale poczułam rękę na barku. "Leo" pomyślałam. Usiadł obok mnie.
- A teraz mów- przesunął się bliżej- wszystko.
Wzięłam głęboki oddech.
- Moja ciocia i wujek zginęli w wypadku. Osierocili moją 6-cio letnią kuzynkę, a ona tera zamieszka z nami. - łza poleciała po moim policzku. Chłopak przetarł go. Uśmiechnęłam się troszkę.
- Będzie dobrze- uśmiechnął się i mnie przytulił. W jego ramionach czułam się bezpieczna.
- Dziękuję- wtuliłam się do niego mocniej- za wszystko. Mogłam tak zostać na wieki, ale dzwonek pozbawił mnie ty marzeń. Brunet wrócił do swojej ławki. Myślałam ,że kolejną lekcje przesiedzę sama. Po chwili Leo się do mnie przysiadł.
-Ja tylko po plecak poszedłem- tłumaczył się. Posłałam mu szczery uśmiech. Ta lekcja minęła mi na gadaniu z przyjacielem. Leondre ciągle przeszkadzał nauczycielowi biologii. Dostał karę. Koza. Przez myśl mi nawet przeszło, że zrobił to specjalnie. Reszta dnia minęła całkiem spoko. Dostałam 5 z angielskiego. Po lekcjach czekaliśmy pod salą. Brunet napisał SMS'a i usiadł przede mną. Przyglądał mi się.
- Co się paczysz?
- Bo mam oczy- uśmiechnął się chytrze. Uniósł ręce do góry. I nagle...
- I jak pierwszy dzień? Masz już jakiś znajomych?
- Tak. Nawet zdążyłam się zaprzyjaźnić. - uśmiechnęłam się zapinając pasy.
- Super- burknął odpalając wóz.
-Hej! Jesteś zazdrosny? Czy jak?
- Nie po prostu nie wpakuj się w kłopoty OK. I pamiętaj jak ci się ktoś stawia, to wiesz. Jesteś moją siostrą.
- Tak, tak
Traktuje mnie jak małe dziecko. Znowu. Weszliśmy do domu. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam tatę. O tej porze powinien być w pracy. Siedział i tępym wzrokiem patrzył w przestrzeń.
- Coś się stało, tato?- spytałam siadają obok niego.
Spojrzał na mnie potem na Jamesa.
- Ciocia Ann i wujek Sam... oni- podciągnął nosem, chyba wcześniej płakał- zginęli w wypadku samochodowym dwa dni temu.
Miałam tysiąc myśli w głowie. Złych myśli ale jedna nie dawała mi spokoju.
- Co z Maggie? - powiedziałam przez łzy.
James nie wytrzymał. Wyszedł z domu. Tata go nie zatrzymywał.
- Prawdopodobnie zamieszka z nami. Boże przecież byli tacy młodzi ,a Maggie. Ona ma dopiero 6 lat.-schował twarz w dłonie.
Pocieszałam go ale w głębi serca czułam ból. Miałam bardzo silną więź z wujostwem, szczególnie z ciocią Ann, a teraz nie żyją. Najgorsze jest to ,że mała ma mukowiscydozę.
Wstałam z kanapy. Teraz smutek zamienił się we wściekłość. Powiedziałam tacie, że wychodzę ,wzięłam deskę i pojechałam do skateparku.
Między czasie zadzwoniłam do Vi ale nie odbierała. Dotarłam na miejsce. Jeździłam na deskę ok. godzinę. Wychodziłam właśnie z basenu z piankami kiedy zobaczyłam Leo i Charlie' ego. Nie miałam ochoty na rozmowę. Starałam się nie zwracać uwagi na siebie, ale nie udało się. Leo mnie zawołał.
- Hej - zaczęłam bez życia
- Coś się stało? - spytał blondyn
- Nie. Znaczy... nie ważne. Muszę iść. Pa - można uznać, że uciekłam z ramp. Był wieczór. Wróciłam do domu. Tata zasnął na kanapie, a James jeszcze nie wrócił. Wzięłam prysznic i poszłam spać.
Nazajutrz.
Wstałam baardzo leniwie. Nie chętnie spojrzałam na telefon. 7.28!! Zaspałam! Szybciutko się ubrałam i zeszłam na dół. W drzwiach stał mój brat.
-Czemu mnie nie obudziłeś!
- Tak słodko spałaś- zaśmiał się
Po drodze do szkoły spojrzałam jeszcze raz na telefon. Miałam 6 nie odebranych SMS' ów. Cztery od Leo dwa od Vivienne. Nie odebranych połączeń też było trochę. Staliśmy właśnie na czerwonym. Spóźniliśmy się. Weszłam do klasy piętnaście minut po dzwonku.
- Panno Whilsh! Na moją lekcje się nie spóźnia. Zostaniesz po lekcjach. Siadaj.
Tej nauczycielki nie znałam. Wiedziałam tylko, że uczy historii i WDŻ i nazywa się Olga Granhmag. Niemka. Wredny babsztyl. Usiadłam w pustej ławce. Vivi nie było w szkole. Lekcja dłużyła się. W końcu doczekałam się dzwonka. Chciałam wstać ale poczułam rękę na barku. "Leo" pomyślałam. Usiadł obok mnie.
- A teraz mów- przesunął się bliżej- wszystko.
Wzięłam głęboki oddech.
- Moja ciocia i wujek zginęli w wypadku. Osierocili moją 6-cio letnią kuzynkę, a ona tera zamieszka z nami. - łza poleciała po moim policzku. Chłopak przetarł go. Uśmiechnęłam się troszkę.
- Będzie dobrze- uśmiechnął się i mnie przytulił. W jego ramionach czułam się bezpieczna.
- Dziękuję- wtuliłam się do niego mocniej- za wszystko. Mogłam tak zostać na wieki, ale dzwonek pozbawił mnie ty marzeń. Brunet wrócił do swojej ławki. Myślałam ,że kolejną lekcje przesiedzę sama. Po chwili Leo się do mnie przysiadł.
-Ja tylko po plecak poszedłem- tłumaczył się. Posłałam mu szczery uśmiech. Ta lekcja minęła mi na gadaniu z przyjacielem. Leondre ciągle przeszkadzał nauczycielowi biologii. Dostał karę. Koza. Przez myśl mi nawet przeszło, że zrobił to specjalnie. Reszta dnia minęła całkiem spoko. Dostałam 5 z angielskiego. Po lekcjach czekaliśmy pod salą. Brunet napisał SMS'a i usiadł przede mną. Przyglądał mi się.
- Co się paczysz?
- Bo mam oczy- uśmiechnął się chytrze. Uniósł ręce do góry. I nagle...
__________________________________
Tak, wiem. Króciutkie, ale jest. Mam nadzieje,
że się spodoba. Kolejny już w drodze. I nagle... co??
Buźki :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz