niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział XXIX

Amber
Nie dość , że jestem w nerwach przez te cholerne groźby to jeszcze sam widok tego rudego paszczura dostaje tików nerwowych. Grgh........ No dobra spokój. Jedeb baranek, drugi, trzeci , kaczka, doberman...Boże! O czym ja myślę?! Amber ogarnij się! Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Po chwili za rogu wyjrzały blondy loczki Vivienne z szerokim uśmiechem.
-Dobry- zaśmiała się i weszła do salonu.
Mina Charliego? Bez cenna. Pierwszy zerwał się z uniósł blondynkę obracając ją. Prawie stłukli wazon stojący na komodzie.
-Nie widzieliście się 4 dni, no dajcie spokój.- mruknął Leo, za co dostał ode mnie w rzebra-Za co?- jęknął zginając się w pół
-Za chamstwo. Nie wiesz ,że czas nie jest miarą. Można osoby nie widzieć godzinę i usycha się z tęsknoty, a można nie widzieć 2 lata i nie tęsknić. Rozumiesz?- kiwnął potwierdzająco głową
i pocałował mnie w policzek
-Kurde, to ja zacznę za tobą tęsknić po paru sekundach...
-Czekaj.- przerwałam tu trochę wkurzona- To po jakim czasie zaczynasz za mną tęsknić?- podniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Ja za tobą nie tęsknie- nasz 3 sekundy życia!- Bo tak cię kocham, że czuję jakbyś była cały czas obok mnie księżniczko- szepnął mi czule do ucha
Spłonęłam rumieńcem. 
-Uwielbiam jak się rumienisz- pocałował mnie delikatnie w usta- No dobra stary, ja też chce się z siostrą przywitać- powiedział do wciąż tulących się blondasków 
Charlie nie wyglądał jakby chciał puścić dziewczynę. Zaśmiałam się, a w moje ślady poszły mamy chłopaków.
-No dobrze dzieci my pójdziemy na górę. Porozmawiajcie sobie- powiedziała pani Karen
-A potem odprowadźcie dziewczyny do domów- dodała pani Victoria 
-Dobrze- odpowiedzieli chórem i kobiety opuściły pokój
-Mogę ?- zapytał brunet wyciągając ręce
-Charlie puść- jęknęła- Charlie! Lenehan do cholery!
-Już, dobra, dobra- puścił Vivke i zrobił minę niewiniątka. Najpierw przytuliła Leo, a potem mnie. Usiedliśmy na kanapie i rozmawialiśmy baaaaaaaaardzo długo. O wszystkim. O trasie, koncertach, o wszystkim i niczym. Nie wspomniałam ani słowem o groźbach. Leo za bardzo by się przejął. Około 22.30 poczułam piasek pod powiekami.
-Misiu odpływasz- szepnął Leo
Wtuliłam się w niego bardziej i przymknęłam oczy.
-Amber nie zasypiaj. Choć odprowadzę cię do domu.- powiedział 
-Idziemy z wami. Vi też usypia.- zaśmiał się blondyn- Czy my jesteśmy aż tacy nudni?
-Nie, kochanie, ale to był dłuuugi dzień- ziewnęła blondynka
Wyszliśmy z domu i po chwili byliśmy pod moim domem. 
-Dobranoc księżniczko. Do jutra- pocałował mnie krótko ale namiętnie i odprowadził mnie wzrokiem.
Musze coś wymyślić na jego jutrzejsze urodziny. Kiedy przekroczyłam próg domu zastałam siedzącego na kanapie James'a. Palił.
-W domu się nie pali- skarciłam go
-Nie pouczaj mnie. Gdzie byłaś?- ton jego głosy był bardziej surowy niż zwykle, był zły
-U Leo. Wrócił z trasy. Jest moim CHŁOPAKIEM i musisz się z tym pogodzić, braciszku- nie dość byłam zmęczona i jeszcze ten mnie denerwuje, masakra
-Ja się tylko o ciebie martwię- zgasił papierosa i podszedł do mnie i pogłaskał po głowie- Dla mnie on nadal jest głupią gwiazdeczką, która złamie ci serduszko
-Dość!- przerwałam mu ze złami- On mnie kocha! On mnie nie zostawi, rozumiesz! więc przestań kłamać!
-Amber...
-Dobranoc!- ze łzami i wściekła pobiegłam do swojego pokoju
Wzięłam prysznic i wskoczyłam pod kołderkę. Pół godziny płakałam przez brata, Leo, życie. Dobitnie dotarły do mnie słowa brata.
"Głupia gwiazdeczka, która złamie ci serduszko"

Miałam wątpliwości. I nie wiem czy chcę się go o to zapytać. Bo co jeśli prawda będzie bolesna. AMBER!! O czym ty dziewczyno myślisz?- skarciłam się w myślach. Przecież on mnie kocha, ale... no właśnie. Ale. Z mieszanymi uczuciami pełnymi strachu poszłam spać. Nie spałam jednak dobrze. Budziłam się co chwilę. Przed siódmą postanowiłam wygramolić się z łóżka. Ubrałam się

 i zeszłam do kuchni zrobić śniadanie. Postawiłam na kawę, żeby się trochę rozbudzić. Nie miałam ochoty jeść. Poza tym chciałam z okazji jego urodzin chciałam iść z nim i blondaskami do wesołego miasteczka, bo kilka dni temu dostałam ulotkę, że będzie otwarte od dzisiaj. Włączyłam TV i przelatywałam pilotem chyba wszystkie programy. Nic ciekawego jednak nie znalazłam. Około 8 wysłałam SMS'a do Vivki z informacją, że mamy spotkać się pod wejściem do wesołego miasteczka. Miałam tam być dopiero o 11, więc z braku lepszego zajęcia ogarnęłam w pokoju, wyszłam z Pinkie na spacer i nim się obejrzałam było w pół do 11. Zabrałam torebkę, napisałam kartkę gdzie będę i wyszłam. Po drodze dostałam kolejnego SMS'a od Nieznany.
Od Nieznany
Ten dzień nie będzie taki piękny. Szykuj się na łzy szmato!

Zamrugałam szybko żeby powstrzymać łzy. Czy on/ona/ono nie może mi dać spokoju przynajmniej w urodziny Leosia?? Boże...
-O czym tak zawzięcie myślisz?- odskoczyłam jak poparzona
-Vivienne! Nie strasz mnie tak!- blondynka wybuchnęła śmiechem- Wariatka
Doszłyśmy do kolorowej bramy do wesołego miasteczka gdzie czekali już na nas chłopcy. Otoczeni bambinos oczywiście.
-Idziemy czy czekamy?- zapytała moja przyjaciółka
-Mam lepszy pomysł- powiedziałam chytrze zacierając ręczki- Choć.
Udałyśmy się do niewielkiego namiotu, gdzie zwykle przez mikrofon mówili, że ktoś ma przestawić auto, albo odebrać dziecko itp. Był dostępny dla wszystkich, więc postanowiłam z tego skorzystać.
-Wszystkiego najlepszego dla mojego chłopaka Leondre! Misiek czekam obok diabelskiego młyna! I Vivie też!- zaśmiałam się i poszłam z roześmianą blonyneczką do "wielkiego kołowrotka"
Stałyśmy tam kilka minut kiedy ktoś podniósł mnie od tyłu.
-Leo!- przytuliłam mocno chłopaka- Najlepszego!
-Już mam ciebie- zaśmiał się i obkręcił mnie kilka razy i namiętnie pocałował
Kiedy mnie postawił zobaczyłam ,że ma na sobie czerwoną koszule w kratę. Moją ulubioną czerwoną koszule w kratę. Dałam mu kolejnego buziaka.
-Mmm a to za co?- spytała czule
-Za koszulę- zaśmiałam się
-Kurde zacznę ja nosić codziennie, księżniczko
-To jest bardzo dobry pomysł.- uśmiechnęłam się słodko, za co dostałam całusa w czółko
-No, dobra tera ja- powiedziała Vivie i przytuliła Leo
-Najlepszego! Zdrowia, szczęścia, pomarańczy niech ci laska nago tańczy!- zaśmiała się ,a w jej ślady poszła pozostała trójka.
Oczywiście ode mnie dostała mocnego kuksańca w bok.
-A! Zapomniałabym. Prezent!- krzyknęłam radośnie- Proszę.- powiedziałam wyjmując z kieszeni niewielkie, staranie zapakowane pudełko.
Otworzył je i na pyszczku od razu zawitał szeroki uśmiech. Dostał ode mnie bransoletkę z metalową blaszką, na której było wygrawerowane słowa: La fin de la vie.
-Do końca życia- mruknęłam pod nosem
-I jeden dzień dłużej, dziękuje- pocałował mnie
Od Vivienne dostał album wypełniony po brzegi zdjęciami naszej czwórki, a od Charlsa zegarek żeby się więcj na próby nie spóźniał. Dzień minął nam na zabawie, konkursach i świętowaniu. Leo wygrał mi pluszową pandę! Rozstaliśmy się z blondasami około 19. Wracałam z Leo wspominając dzisiejszy dzień. Byliśmy 2 ulice od mojego domu.
-Ambi dziękuję za dzisiaj. Przeszłaś samą siebie- po raz enty mi to powiedział i pocałował w polik
-Mówisz mi to enty raz ,a ja ci znów powtórzę. Nie ma za co. Kocham cię.
-A ja cię.
Wtedy dotarliśmy do domu. Zakryłam usta rękę żeby zakryć głośny płacz i krzyk. Ona tam leżała. Martwa...

3 komentarze:

  1. Nie mów mi że uśmierciłaś Pinkie? Co ci biedny piesek zawinił?? 😂😂😂 Rozdział super ❤ kiedy next?
    Zapraszam do mnie :)
    http://illbemissingyoubam.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Pinkie ?! Kiedy kolejny rozdział xx??

    OdpowiedzUsuń
  3. To takie emocjonujące.Piszesz normalnie na 6 te rozdziały.Łapka w górę dla ciebie!

    OdpowiedzUsuń